sobota, 31 grudnia 2016

Prolog

Przeczytaj później koniecznie notkę pod postem, dzieki! 
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Niechętnie odwzajemniłem jej uśmiech. Propozycje, którymi mnie ofiarowała często wykraczały poza granicę przyzwoitości. Wtedy przystanie na nie było niczym pstryknięcie palcem, zwykłą drobnostką, nad którą nie musiałem długo siedzieć i się głowić, aby podjąć prawidłową i słuszną decyzję - choć, co do tej słuszności to nie można być do końca zawsze pewnym. Ale kiedy ona siedzi przede mną ze spokojem wymalowanym na twarzy i nie zdradza żadnych pokręconych emocji, lecz wyraża tylko uśmiech, widoczną i naturalną radość - mój rozum włącza się do akcji. Czy ktoś mi kiedyś przypadkiem nie powiedział, że z pozoru niewinne sprawunki sprowadzają nas prędzej czy później na te drogi gdzie albo nie ma zejścia awaryjnego, albo bardzo ciężko je znaleźć?
Nie, sam sobie to powiedziałem, żeby jeszcze bardziej się pomartwić o słuszności. 
Widząc moją niewerbalną zgodę, rozpromieniła się jeszcze bardziej. Czytaj, kąciki ust powędrowały jej prawie pod uszy. Czy to w ogóle możliwe? Czy to ukryty Joker?
- Cieszę się, że zamieszkamy ze sobą! - prawie krzyknęła, a moja sąsiadka spojrzała ponad swojego skalniaka na nas z niepokojem. Od dawna uważa Sonię za słodką małpkę, której nie udało się jeszcze zwerbować do zoo i lata sobie po wolności. Naprawdę, stara baba a używa takich dziecinnych porównań. Momentami mam ochotę im wszystkich uświadomić: hej, jesteśmy wszyscy po dwudziestym piątym roku życia, może odrzucimy klocki lego na bok? I przestańmy używać dziecinnych porównań, naprawdę, nic mnie bardziej nie irytuje niż takowe zjawisko.
Nie wiedziałem zbytnio, co jej odpowiedzieć. Fakt, wizja mieszkania z Sonią w jednym mieszkaniu wiązała się z wieloma korzyściami i wygodą, która mogłaby ułatwić nam obu życie w wielu kwestiach. Wspólne poranki, wspólna praca, wspólne spędzanie wolnego czasu..na różne czynności. Tak, to wszystko niewątpliwie umocniłoby nasz związek jeszcze bardziej, ale i tak gdzieś wewnątrz mnie odzywał się ten męski niepokój, że coś zostanie mi odebrane. Bo czy przypadkiem nie znamy się za krótko, żeby teraz robić tak (niewątpliwie) duży krok? No i czy Sonia sama nie mówiła, żebyśmy po poprzednich związkach nie nastawiali się na cuda? Cholera, nigdy nie zrozumiem ich systemów wartości. Raz pragnę wolnej ręki, a potem cię za nią chwytają.
Nie chciałem, aby ten śliczny uśmiech zszedł jej z twarzy. Kocham Sonię, to nawet nie poddaję do weryfikacji i każda sytuacja, kiedy widzę ją szczęśliwą doprowadza mnie do stanu pozytywu i dumy, że moja kobieta jest uśmiechnięta. Cudowne uczucie, nie pogadasz. Złapałem ją za rękę i pogładziłem delikatnie po wierzchu. W końcu nie narzekała, że pragnie jednak tej wolności, co uznałem za dobry znak. Coś robię dobrze, tak w ogóle można? Mała, delikatna i silnie nakremowana. Cała Sonia. Dziwię się, jak to jest, że jeszcze nie odpadły jej rzęsy. Albo brwi. Przecież tynk czasami odpada.
- Wiesz..też uważam, że to dobry pomysł.
Czy skłamałem? Poniekąd. Na pewno coś uważam, ale do końca nie jestem przekonany, czy to dobrze, czy źle. Boże, to tylko spanie w innym mieszkaniu. Czemu ja się zachowuję jak dzieciak?
- Pomyśl tylko, jak nam to ułatwi życie, kotek. Nie będziemy musieli jeździć do siebie codziennie te kilka kilometrów, aby chociażby porozmawiać..
- Są telefony. I listy - wtrąciłem pośpiesznie, bo ten temat był wałkowany miliardy razy. No, fizycznie to niemożliwe, ale chodzi mi o to, że naciąganie rozmowy o braku kontaktu stało się dla mnie nużące. - Ale kontakt realny, o tak. Bardzo ważny.
- Teraz to nie będzie potrzebne. Będziemy mieli się na wyłączność.
No i tego właśnie się trochę obawiałem. Męski czujnik ostrożności zaczął niebezpiecznie we mnie wibrować. A może to podniecenie? To całkiem możliwe, ta sukienka Soni chyba specjalnie odkrywa więcej niż zasłania, a może to tylko moje chore pragnienia. Dobrze, w każdym bądź razie nie podoba mi się ta wyłączność. Mężczyzna to taki typ istoty, który trzydzieści procent życia poświęca osobom bliższym, a sześćdziesiąt dla samego siebie. Dziesięć procent to korzystanie z toalety, tutaj nie ma widocznej przynależności do nikogo. Tak czy siak, ten podział obowiązuje tylko do małżeństwa albo do wspólnego mieszkania. Wtedy rozbieżność procentowa trochę się zmienia, masz zwykle siedemdziesiąt procent poświęcać jej, dwadzieścia sobie, pięć na kibel i pięć na naprawę zmywarki. Ta ich zdolność do niszczenia sprzętów jest genetyczna.
Mam nadzieję, że Sonia traktuje mnie troszkę poważniej niż swojego podwładnego i da mi zostawić tę swobodę, którą miałem do tego czasu. Wstawałem o wygodnych dla mnie godzinach, trenowałem do której chciałem, siedziałem z przyjaciółmi na mieści do późna, a Sonia? Cóż, dla niej czas zawsze miałem zarezerwowany, ale nienawidzę, kiedy ktoś mi wchodzi na główkę. Mam swoje potrzeby i nie będę rezygnować z gry na konsoli, meczu czy innego męskiego insygnium, aby kupować sukienki. Nie ten czas, nie ten okres.
Być może właśnie t o jej nie pasowało, moja rozbieżność czasu i stąd ten pomysł na połączenie naszej miłości. Cholera, wypadałoby z mojej strony, abym zaczął przewidywać niektóre fakty..
- Tak, ale wiesz, szybko się mnie pozbędziesz.. - typowa gra, uśmieszek na twarzy (taki słodki, żeby również się uśmiechnęła) i takie wypowiedziane łobuzerskim tonem tekściki, aby się uspokoiła i wiedziała zarazem, co ją czeka. - Jestem niezłym ziółkiem, wszędzie brudzę..
- Da się temu zaradzić, spokojnie. - pogładziła mnie po ręce. - Oboje się wiele o sobie nauczymy, ale teraz wypada nam to uczcić. Masz może wino?
- Em, przykro mi, ale wypiliśmy ostatnie w weekend.
- Nie szkodzi. - wstała od stołu i poprawiła swoją sukienkę. - Przejdę się do tego sklepiku obok twojego osiedla. Przy okazji kupię fajki. Chyba, że masz?
- Nie, ja nie palę.
- W porządku. Będę za dwadzieścia minut z powrotem. Szykuj kieliszki, kotek.
Zasalutowałem jej w geście zrozumienia i poczekałem, aż zniknie za bramą. Sąsiadki nie było na widoku, całe osiedle otaczała cisza. Dwadzieścia minut to sporo, pomyślałem sobie. Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem opcję pożal-się-innemu-samcu-alfa, czytaj telefon do kumpla o treści pomocy. Stefan odebrał za drugim sygnałem, czy on nosi tą komórkę w gaciach?
- Nie spodziewałem się, że zadzwonisz. - głos miał ochrypnięty, a to łączyło się z innymi rzeczami, czyli pewnie nieogoloną mordką i wieczorem w dresie. Chyba stary Kraft trochę sobie popił z koleżkami, a mnie, cholera, tam nie było! - Dopiero wstałem, było nieźle. Dawno tak nie tańczyłem.
- Czytaj, wracałem ślaczkiem do domu?
- Czytaj to, jak chcesz, Hayboeck. - odgryzł się ze śmiechem. - Czym zawdzięczam twój telefon w piątek wieczorem, kiedy to pewnie kończysz swoje powinności z Sonią?
Jej imię wypowiedział z wymuszoną grzecznością. Stefan nigdy nie darzył jej zbytnią sympatią, podobnie jak reszta moich kolegów i twierdzili, że wcale nie chodzi o to, iż zabiera mi wolny czas, który mógłbym przeznaczyć na bilard. Uważali, że "Sonia to typ dziewczyny, która naciągnie cię na kredyt i odda wszystkie raty, a sama kupi sobie dwie nowe szafy", na co zwykle reagowałem wybuchem. Nie uważałem Soni za kogoś, kto próbuje mnie oszukać, ale raczej za osobę, która się o mnie naprawdę troszczy. Rzadko kogoś takiego spotykam i staram się doceniać, bo - kto wie. Jak to mówią.
- Nie, stary, miałem za to poważną rozmowę.
- O Boże, jaką?
- O Boże, straszną na twój rozum. - poprawiłem się na krześle. Jak długo będzie wybierać to wino?
- No, to może mi powiedz, a nie jakoś się wykręcasz. Poważnie, stary. Coś się stało? Odpuśćmy sobie żarty o szafach Soni.
Zawahałem się. Jak ująć w słowa to, że chyba tracę męstwo?
- Stary, wyprowadzam się.
Cisza. Chyba spadł z krzesła.
- Stary. Pierdolisz.
- Nie, stary. Nie pierdolę.
- Blefujesz.
- Nie.
- Żartujesz.
- Stefan, jakkolwiek będziesz chciał to sobie wytłumaczyć, nie. Wyprowadzam się z Sonią, do Wiednia. Podjęliśmy taką decyzję..już dawno. To znaczy, myśleliśmy o tym. Dzisiaj się zgodziłem. Wiesz, jaka ona jest dla mnie ważna, stary. Szaleję za nią, mógłbym z nią z gór skakać, jak to mówią. Rozumiesz?
- Michael, nikt tak nie mówi. - głos Stefana stał się jeszcze bardziej niższy, a ton jakim wypowiadał te słowa nie wróżył tego, że zaraz zacznie sypać żartami na lewo i prawo. Prawdopodobnie w jego reakcje wmieszało się wiele przyjacielskich emocji i teraz próbuje to wszystko poukładać. W końcu, niecodziennie twój najlepszy przyjaciel wyprowadza się prawie pięćset kilometrów od ciebie. Ten cios straty musiał go potwornie uderzyć, a ja głupi Michael wypowiedziałem to tonem, jakbym zapraszał go na piwo. - Słuchaj, nie powiem, trochę mnie to zszokowało. Stąd moja reakcja. Kurczę, nie spodziewałem się, że tak szybko nawiejesz.
- No, właśnie nie wiem, czy mogę to nazwać ucieczką..raczej porwaniem. - wtrąciłem niepewnie.
- Co, czyli ty nie chcesz się wynosić? To po co ta dyskusja?
- Nie, że nie chcę..To porwanie mojej godności..
- C-coo?
- J-jajcoo.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Trochę z powodu rozluźnienia sytuacji, trochę z tego, że Stefan wracał do żywych po tych traumatycznych wiadomościach. Kac i przeprowadzka najlepszego kumpla nie idą razem w parze.
- No, ale co ty chcesz stracić? - dopytywał. - Chyba nie dziewictwo.
- Nie, ale blisko. Nawet gorąco.
- Hm.. - zastanawiał się. - Przepraszam, ale nie mogę dojść, do czego ci chodzi.
- Po prostu.. - teraz to ja przez chwilę milczałem. - Eh, boję się, że będzie mi wszystkiego brakować. Tego, co miałem do tej pory i mi towarzyszyło przez te kilka lat i było..pięknie. Miałem wiernych przyjaciół, których uwielbiałem, w tym koksa nad koksami, którego cenię najbardziej na świecie. Miałem blisko rodziców, którzy mnie wspierali w każdej możliwej chwili. Miałem swój wolny czas na wszystko, co chciałem - blisko skocznię, na którą sobie przychodziłem i obserwowałem las z trybun, jak nie mogłem skakać; kluby bilardowe, najlepsze imprezy, treningi z najlepszymi fachowcami na świecie. A teraz? Czy pomimo tego, że będę z osobą, którą..kocham, to wszystko nadal ze mną będzie? Boję się, że właśnie to zostanie porwane. Moje dawne życie.
Cisza. Słyszałem tylko buczenie w telefonach, aż w końcu Stefan odchrząknął i..czy on pociągał nosem? Czyżby..płakał?
- Ej, Stefan? Jesteś tam? - dopytywałem z widoczną troską. - Stary, nie chciałem, żeby mój polityczny wywód cię tak wzruszył.
- Nie, Michael. Nie rozpłakałem się, po prostu..będzie mi cię, kurwa, brakować. Stary, jesteś moim najlepszym przyjacielem i w sporcie, i w życiu. Nie wiem, co ja teraz zrobię. Nie będę mógł do ciebie przychodzić na kacu i pić herbaty twojej mamy, nie będę mógł już się śmiać z twoją starą sąsiadką Betty. Ej, właśnie! Co z tą starą mordą? Nie będzie tęsknić?
- A niech to szlag, zapomniałem o starej, poczciwej Betty, która wyzywa Sonię od małpek! Nie wiem, będzie musiała sobie jakoś poradzić, jak my wszyscy z resztą, nie?
Jeżeli mam być szczery, ta rozmowa kompletnie wybiła mnie z dobrego nastroju i mój męski czujnik już upadł na wieki. Mój kumpel stracił kogoś bliskiego, sąsiadka nie będzie miała kogo obgadywać i w ogóle cała ta wyprowadzka robiła póki co więcej szkód niż pożytku. Ale jest Sonia. Sonia, która chce spędzić ze mną przyszłość, spokojną przyszłość. I przed nami długa droga, może Wiedeń to tylko przystanek. Może kiedyś wrócimy do Innsbrucka..do domu.
Po chwili milczenia Stefan odezwał się ponownie.
- Michael, jestem twoim przyjacielem i uszanuję każdą twoją decyzję, jakkolwiek by ona była dla mnie zła i niedobra. Kochasz Sonię, więc to logiczne, że chcesz z nią ułożyć sobie życie, a skoro macie możliwość wspólnego mieszkania..Ale dlaczego Wiedeń?
- Tam jest dość duże mieszkanie, które rodzice Sonii kupili parę lat temu. Ona mieszka kilka kilometrów pod Innsbruckiem, w kawalerce.
- A twoja chata?
- Ona chce tą w Wiedniu. I..kurcze, nie, ona nie chce nas odciąć. To dobra opcja, tak myślę.
- No, skoro ty tak uważasz, to nie mam się o co martwić. Ale..kurcze, pamiętaj tam o nas, o mnie..Dużo się tu przeżyło wspólnie, aby teraz się razem rozłączyć, nie?
- Stary, to ostatnia rzecz jaką bym zrobił w życiu. - obiecałem mu. Jak on mógł pomyśleć o tym, że moje poprzednie życie oddałbym ślepo zapomnieniu? Nie wytrzymałbym tego, przecież to mnie tworzyło przez tyle lat. - Poza tym, jeszcze do przeprowadzki sporo czasu. Musimy się spakować, zrobić zakupy, pożegnać ze wszystkimi ważnymi osobami, ale zadzwoniłem, bo wiesz - męski czujnik..
- Wariował? - wtrącił śmiejąc się. - Czułem się podobnie, kiedy Lisa chciała mnie przedstawić swoim rodzicom. Myślałem, że wyszedłem wtedy na durnia.
- Na pewno nie wyszedłeś tak źle, oni też są nieco pokręceni. Znam Lisę od dziecka.
- No, właśnie wyszedłem i za to mnie pokochali, ale Lisie chyba się to zbytnio nie spodobało. Liczyła na zakazaną miłość i te sprawy, wiesz - włażenie do siebie przez balkon, serenady z gitarą.
- Przecież Lisa od dziecka mieszka w domku jednopiętrowym, co za głupota.
- Wiem, stary i dlatego było mi podwójnie żal, kiedy mnie zostawiła. Stracić taką szaloną kulkę to prawdziwy ból. Ale teraz nie o tym, Michael. To kiedy się spotkamy?
- Jakoś na dniach, odezwę się.
- Ale będziesz dzwonił często z tego Wiednia? Ponoć mają zajebisty zasięg.
- Mogę nawet listy pisać.. - zasugerowałem ironicznie. - Oczywiście, że będę, debilu.
- Listy? Czemu nie?
- Co? - prawie krzyknąłem. - Ale ja tylko żartowałem!
- Ale to przecież dobry pomysł! - upierał się mój przyjaciel. - Pomyśl tylko, tyle wyczekiwania na odpowiedź, próby rozczytania hieroglifów, zupełnie nowe przygody bez ruszania się z domu.
- Stary, czy ty wytrzeźwiałeś?!
- Oczywiście, dlatego się zgadzam. Stary, wpadłeś na genialny pomysł. Idziesz na to? Pisanie listów?
Zawahałem się. Czy mam się kompletnie cofnąć w czasie? Ale słysząc ten entuzjazm kumpla..cholera, mogę nawet alfabetem Morse'a pisać.
- Wchodzę to, jesteś kompletn...
Trzask. Drzwi uderzyły z hukiem o framugę i z ganku można było już usłyszeć przekleństwa Sofii o treści "cholerne buty, nie zdejmę tych gnojków". Jakim cudem te dwadzieścia minut tak szybko minęło?
- Co jest? - odezwał się głos Stefana w słuchawce. - Wszystko gra?
- Sorry, Sonia wróciła. Odezwę się niebawem i...dziękuję, Stefan. Serio.
- Nie ma sprawy, też dziękuję. Trzymaj się.
W telefonie pyknęło i linia się urwała. Wpatrywałem się przez kilka sekund w telefon, o kilka za dużo.
- Michael? Gdzie kieliszki?
- O..e..oo.. - jąkałem się, a ona uniosła brwi ku górze. Wyglądały jak symbol Nike. - Nie mogłem znaleźć.
W tym momencie pobłogosławiłem jej brak błyskotliwości.
- O, w takim razie ja ich poszukam. W naszym nowym domu dopilnuję, aby były zawsze na widoku!
A tymczasem, proszę. - podała mi do rąk butelkę wina, a paczkę papierosów nieznanej mi firmy schowała do kieszeni. Osobiście wybuduję jej palarnię w tym Wiedniu. - Zapoznaj się z treścią ulotki dołączoną do opakowania.
I odwróciła się na pięcie. Pomaszerowała do kuchni i po pięciu minutach wróciła stamtąd z duetem dużych kieliszków w dłoniach i papierosem w ustach. Ustawiła je na stoliku i uśmiechnęła się do mnie.
- Były w szafce, nad talerzami. Po prostu ich nie zauważyłeś.
- Możliwe. - odpowiedziałem blado. - To, co..tym razem białe?
- Lubię różnorodność i było tanie. Chciałam też fajki, a nie starczyłoby, gdybym wzięła te nasze ulubione.
- Myślałem, że nosisz ze sobą dużo kasy na różne wypadki.
- Nie dzisiaj - wlała część zawartości butelki do obu kieliszków. - Muszę oszczędzać.
- Oszczędzać..na co?
- To nonsens rozmawiać o takich sprawach przy tak ważnej okazji. Świętujemy naszą przyszłość, będzie nam o wiele lepiej w nowym gniazdku. Naprawdę cię kocham, Michael. Dbajmy o to.
- Też cię kocham, Soniu. Zadbam o to.
Podała mi kieliszek i stuknęliśmy się nimi.
- Za nowe życie i naszą miłość! - rzuciła z radością, która wypełniała jej teraz całe ciało. Nie mogłem dużej być ignorantem i zimnym draniem. Cieszyła mnie jej radość, jak cholera.
- Nowe życie i naszą miłość! - zawtórowałem cicho i daliśmy się ponieść magii gwiezdnej nocy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, więc. Dzień dobry.
Zwę się Ola, może być Olson, jak wolicie. Od 2009 roku interesuje się dyscypliną sportową, jaką są skoki narciarskie, a sytuacja z obecnego, jak i poprzednich "świeżych" sezonów zainspirowała mnie do napisania tego fanfika. Niektóre sytuacje mogę urazić wiele osób, zdaję sobie sprawę, ale proszę pamiętać, że to
- raz: internet
- dwa: fikcja
A że mamy do czynienia z fikcją, to niektóre tematy i fakty będą nieco tylko zmienione. Mam tu na myśli wiek bohaterów, niektóre postaci, miejsce pobytu i tak dalej.
Oczywiście, zachowamy tu klimacik skoków, więc nie bójcie się, tutaj nie będzie typowego fanfika dla hotek. (osobiście mnie to boli, że pomijają przecież tak najważniejszą kwestię :V). Tutaj mieliście do czynienia z prologiem, więc wiadomo, faktów zbyt wielu o skokach nie mamy, ale proszę się nie martwić. Kiedy dojdziemy do dłuższych rozdziałów, zrobimy sobie nawet Turniej Czterech Skoczni.
No, talentu to ja nie mam i nie ukrywam, krytykę szanuję i biorę do serca. Ale hejtem rzygam, więc rozróżniajcie te dwie kwestie, proszę. A będzie wtedy miło i sportowo.
Dziękuję za przeczytanie, za komentarze, które może co niektórzy zostawią. Do zobaczenia w następnym rozdziale!






2 komentarze:

  1. Hej! ^^
    Muszę przyznać, że najpierw przyciągnęła mnie tutaj obsada, ale jak przeczytałam ten prolog, to stwierdziłam, że to może być ciekawa historia. ^^
    Czy mi się wydaje, że dziewczyna układa Michiemu życie? Czemu facet nie postawi się raz, a konkretnie, i nie zgodzi się na przeprowadzkę? Przecież w głębi duszy będzie za tym wszystkim tęsknił. :c
    Mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach? Chciałabym być na bieżąco. :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    Zapraszam do siebie, a raczej do mojego Kraftiego i Michiego: https://similarities-and-differences.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, czyżby to był Kraftboeck? ♥♥♥ Totalnie ich szipuje i wręcz błagam byś powiadamiała mnie o nowych rozdziałach! Uwielbiam ich 🙋
    Dużo, dużo weny! ❤ pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń